Jak wygląda polskie życie w Chicago?
- Ula Gorska
- 16 paź 2022
- 3 minut(y) czytania
Do Chicago pojechać chciałam od bardzo dawna, mniej więcej od czasu, kiedy w gimnazjum zaczęłam oglądać serial o chicagowskich strażakach i jego oglądanie kontynuuję do dzisiaj. Nie podejrzewałam jednak, że będzie to możliwe. Byłam przekonana, że Chicago leży zbyt daleko od miejsc zazwyczaj wybieranych do zwiedzania w Stanach przez osoby pierwszy raz odwiedzające ten niekończący się kraj. Myślałam, że nikt nie będzie chciał ze mną zbaczać z drogi od Nowego Jorku do Kalifornii, tylko po to, żeby przez kilka dnia pobyć w tym pięknym mieście, które znajduje się na północy środkowo-wschodniej części Stanów. Życie, jak zwykle jednak umie nas zaskoczyć i nie po raz pierwszy ani ostatni tego lata udowodniło, że marzenia się spełniają, częściej niż skłonni jesteśmy w to wierzyć.
Nie dosyć, że Chicago znalazło się w planie moich poobozowych podróży, to jeszcze dane mi było go zobaczyć z bardzo ciekawej perspektywy, której bez wspaniałej gościnności rodziny mojej koleżanki nigdy bym nie doświadczyła. Każdy z nas słyszał opowieści o tym, że Chicago to najbardziej polskie miasto w całych Stanach Zjednoczonych. Opowieści o wujkach ze Stanów, którzy przysyłali paczki do szczęśliwych rodzin, które takich wujków posiadały, obecne są w polskiej kulturze już od czasów komunizmu. Postać wujka żyjącego dostatnio za oceanem w polskiej świadomości kulturowej obrosła legendą, przeobrażając owych wujków w postaci nieomal legendarne. A ja właśnie u takiego legendarnego wujka spędziłam mój pięciodniowy pobyt w Chicago.
Wujek mojej przyjaciółki to inżynier, który wiele lat temu wyjechał z Polski do Chicago i tam zbudował swoje życie od nowa, jak wielu naszych rodaków przed i po nim. Razem z żoną mieszka on na przedmieściach Chicago, które wyglądają dokładnie tak, jak wyobrażacie sobie amerykańskie przedmieścia klasy średniej. Wszyscy widzieliśmy w filmach takie okolice, setki ślicznych, zadbanych domków, dzieci bawiące się w ogródkach, na pięknie wystrzyżonych trawnikach lub wracające ze szkoły, kolej podmiejska, która w pół godziny zabierze cię do centrum miasta. Załapałyśmy się nawet na wyprzedaż garażową, którą prowadziła w swoim garażu inna Polka. Udało mi się upolować śliczny top vintage za dwa dolary.

Wujek pokazał nam wszystko, na co tylko w te kilka dni udało nam się znaleźć czas. Zabrał nas na 50 km wycieczkę rowerową po pięknym lesistym terenie, pokazał nam miasto o zachodzie słońca, zabrał nas na punkt widokowy na najwyższym budynku na północnej półkuli ziemskiej, czego na pewno nie zapomnę do końca życia. Wyobraźcie sobie mnie z moim lękiem wysokości, który w przeszłości potrafił objawiać się nawet na bardziej stromych schodach, stojącej na oszklonym z każdej strony balkonie, który sprawia wrażenie unoszącego się w powietrzu. Jak się domyślacie, uśmiechałam się prawie przez łzy (zdjęcia załączę poniżej).
Zdecydowanie najbardziej niezapomnianym było jednak doświadczenie polskiego festiwalu, który miał miejsce w centralnej części Stanów Zjednoczonych. Każdy z nas nieraz uczestniczył w różnego rodzaju festynach, odpustach kościelnych itp., jednak doświadczenie takiej imprezy w obcym państwie, na drugim końcu świata, to przeżycie dosyć surrealistyczne. Wszystko wyglądało bardzo podobnie do naszych festynów: była loteria, stragany z pamiątkami, słodyczami, polskie tradycyjne jedzenie i alkohol oraz występy artystów. Na tym festiwalu ludzie świętowali jednak głównie swoją przynależność do narodu polskiego, chociaż nie wszyscy posługiwali się naszym językiem, to jednak czuć było w powietrzu radość i dumę z bycia Polakiem, czego nam w kraju nierzadko brakuje.

Chicago zaskoczyło mnie swoim pięknem, jest to miasto, które wpisuje się w styl wielkich amerykańskich metropolii, ale jest jakby czystsze, bardziej ułożone. Łączy w sobie powagę wysokich wieżowców z zaskakującym spokojem piękna jednego z pięciu Wielkich Jezior. Jezioro Michigan, nad którym położone jest Chicago, ukształtowało to miasto, którego znakiem rozpoznawczym stała się właśnie woda, poza Wielkim Jeziorem miasto poprzecinane jest też kanałami, po których pływają wodne taksówki, a nawet wodna straż pożarna. Dla mnie nie ma nic piękniejszego, jeśli chodzi o miasta niż takie, które łączy w sobie budowle wykonane przez człowieka, z architekturą zaprojektowaną przez samą Naturę. Wszystkie moje ulubione miasta łączy właśnie ta cecha.
Na koniec chciałam jeszcze raz serdecznie podziękować Adze, za umożliwienie mi tej wycieczki oraz jej wujkowi i cioci za ich wspaniałą gościnność.
Kommentare