Z wycieczki do Bilbao najbardziej zapamiętałam lodowce...
- Ula Gorska
- 7 mar 2021
- 4 minut(y) czytania
W październiku ubiegłego roku, na samym początku mojego pobytu w Hiszpanii, udało mi się pojechać na wycieczkę do Bilbao, jeszcze zanim hiszpańskie wspólnoty autonomiczne zamknęły swoje wewnętrzne granice. Kraj Basków jest swojego rodzaju miejscem legendarnym i zupełnie różnym od reszty Hiszpanii. Zaczynając od języka, którego pochodzenia językoznawcy do dzisiaj nie są w stanie ustalić, przyjmują jednak, że jest to język starszy niż wszystkie języki indoeuropejskie (czyli większość języków Europy) na wieloletnich walkach o niepodległość kończąc, wszystko to tworzy niesamowity charakter Kraju Basków. Terroryzm ETA, to we współczesnej historii rzecz najbardziej kojarzona z tym regionem, nawet 10 lat po oficjalnym zakończeniu działań przez organizację rany wciąż wydają się świeże. Baskowie mogą się pochwalić jednak wieloma chwalebnymi epizodami w swojej historii, byli w końcu jedynym iberyjskim ludem, którego nie udało się podbić Arabom, tak samo jak wcześniej nie mogli tego dokonać Wizygoci. Niedostępny, górzysty teren, na którym położony jest Kraj Basków uniemożliwiał najeźdźcom jego zdobycie, a to przyczyniło się do świetnej konserwacji języka, który przez wieki zachował się w prawie niezmienionej formie i nie poddaje się współczesnej tendencji wymierania języków mniejszości. Wręcz przeciwnie, z powodów politycznych dużo więcej młodych Basków zna język baskijski, ponieważ w czasach kiedy dorastali ich rodzice (to jest w czasie dyktatury generała Franco) było to ściśle zakazane.
Choć Bilbao jest ciekawym miastem, stworzonym tak naprawdę z dwóch osobnych części: starej i współczesnej, to moją wyobraźnię pobudzało tylko jedno miejsce - Muzeum Guggenheim, czyli jedno z najlepszych na świecie muzeów sztuki współczesnej. Zdaje sobie sprawę, że niektórzy mogli się zniechęcić po przeczytaniu słów sztuka współczesna, bo ta ciągle budzi dużo kontrowersji. Dla mnie jest to jednak najbardziej interesujący rodzaj sztuki, który pobudza moją wyobraźnię i mój umysł do myślenia, nie inaczej było i tym razem. Właśnie przez moją wizytę w Guggenheimie z wycieczki do Bilbao najbardziej zapamiętałam lodowce, które w instalacji duńsko-islandzkiego artysty Olafura Eliassona jasno uświadamiają nam, jak szybko kryzys klimatyczny zmienia oblicze Ziemi.
W 1999 roku Eliasson udokumentował islandzkie lodowce serią zdjęć, wykonanych z pokładu helikoptera. Wyprawa ta wykształciła w nim przekonanie, że lodowce są poza ludzkim zasięgiem, myślał, że nie możemy mieć na nie wpływu. Nie mógł pomylić się bardziej. Dokładnie dwadzieścia lat później wrócił w te same miejsca, aby powtórzyć sesję, robiąc zdjęcia pod tym samym kątem. W wielu przypadkach odnalezienie tych miejsc okazało się jednak niemożliwe, lodowy krajobraz uległ bowiem tak wielkiej zmianie w zaledwie dwadzieścia lat. Oznacza to, że na przestrzeni mojego zaledwie dwudziestotrzyletniego życia, niektóre z tych wielkich pokryw lodu zniknęły z powierzchni ziemi, którą zajmowały od setek tysięcy lat.
Źródło zdjęć: olafureliasson.net
Ale o co tyle zachodu? Zapytają pewnie co niektórzy. Według badaczy NASA grenlandzkie i antarktydzkie lodowce (największe na powierzchni Ziemi) zawierają większość świeżej wody, a ich natychmiastowe stopnienie spowodowałoby wzrost poziomu mórz i oceanów o 65 metrów. Naukowcy oczywiście przyznają, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny, nie umniejsza to jednak faktu, że nawet najmniejsze topnienie jest dla nas zagrożeniem. Kiedyś (nie tak dawno temu, bo jeszcze pod koniec ubiegłego wieku) lodowce znajdowały się w stanie względnego balansu, oznacza to, że traciły one rocznie tyle samo śniegu, ile równocześnie zyskiwały z opadów. Jak przyznaje Josh Williams, (główny badacz NASA zajmujący się topnieniem grenlandzkiego lodowca) stan balansu nie jest już możliwy do osiągnięcia, ponieważ temperatury w Arktyce rosną szybciej niż gdziekolwiek indziej na świecie, a lodowiec w przeciwieństwie do np. górki śniegu leżącej na naszym podwórku, topnieje nie tylko od góry, ale także i od dołu przez oddziałujące na niego coraz cieplejsze wody Oceanu Arktycznego. Roztopione płaty lodowca zwane też potocznie górami lodowymi odpadają od spodu i wypływają na pełne morze (patrz: Titanic), gdzie potem topnieją, powodując wzrost poziomu wód.
Naukowcy przyznają, że przewidzenie topnienia lodowców jest trudniejsze niż kostki lodu, to jednak jest oczywiste w obecnie szybko ocieplającym się klimacie. Najważniejsze pytanie o to co nas czeka, wciąż pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ nie da się bezbłędnie przewidzieć całego procesu topnienia, to jednak pewne odpowiedzi już znamy. Podniesienie poziomu wód o jedyne 2-3 stopy spowoduje zatopienie części istniejących dziś i zamieszkanych miejsc, a także utworzy nowe wewnątrz kontynentalne morza. National Geographic dysponuje internetową mapą (link TUTAJ), która pokazuje, jak wyglądać będzie świat po stopnieniu lodowców. Zniknie znaczna część Europy północnej a wraz z nią i Polski. Nie będzie już Wenecji, Nowego Jorku czy Buenos Aires. To tylko ten najbardziej oczywisty skutek uboczny topnienia lodowców, żaden naukowiec nie jest bowiem w stanie przewidzieć jakie bakterie i wirusy mogą ujrzeć światło dziennie wraz z roztopieniem pokryw lodu, w których trwają uśpione od setek tysięcy lat.
Wiem, że dla wielu kryzys klimatyczny to wciąż opowiadanie z kategorii science-fiction, ale to jest już nasza rzeczywistości. W sierpniu ubiegłego roku mieszkańcy włoskiej Aosty musieli zostać ewakuowani, ponieważ istniała groźba, że duża część lodowca tworzącego Mont Blanc (wielkości mediolańskiej katedry) może się urwać. Na szczęście do tego nie doszło, jednak mniej więcej w tym samym czasie ostatni nienaruszony fragment Kanadyjskiej Arktyki urwał się, zabierając ze sobą w otchłanie morskie kostkę lodu wielkości Manhattanu. Dlatego gdy słyszę, że kryzys klimatyczny nie istnieje, bo w tym roku w Polsce mamy zimę, to aż się gotuje z wściekłości. Kryzys klimatyczny to o wiele bardziej złożone zjawisko i nie można go sprowadzić do faktu czy w zimie pada śnieg, czy nie, ponieważ w Polsce może i spadł śnieg, ale lodowce nie przestały topnieć.
Nie ma już powrotu, kryzys klimatyczny jest faktem, a pierwszym krokiem do jego spowolnienia i zapobiegnięcia pogorszenia sytuacji jest nazwanie jej po imieniu. Nie mówimy już o zmianach klimatycznych tylko o kryzysie. Nie pozwalajmy naszym rodzinom i znajomym, a przede wszystkim polityką na używanie tego ekologicznego eufemizmu i walczmy o zamiany systemowe, których nasza planeta potrzebuje, aby wciąż być naszą.
Źródła:
Eliasson O. The Glaciar Melt Series 1999/2019. Art Museum [online] Dostępne na: https://artmuseum.is/exhibitions/olafur-eliasson-glacier-melt-series-19992019 [Dostęp uzyskany 25 lutego 2021].
Glick D. The Big Thaw. National Geographic [online] Dostępne na: https://www.nationalgeographic.com/environment/article/big-thaw [Dostęp uzyskany 25 lute 2021].
Smith E. The Anatomy of Glacial Ice Loss. NASA [online] Dostępne na: https://www.nasa.gov/feature/esnt/2020/the-anatomy-of-glacial-ice-loss [Dostęp uzyskany 25 lute 2021].
Snowden S. (2020). Melting Of Greenland’s Ice Sheets Has Passed The Point Of No Return, Scientists Say. Forbes [online] Dostępne na: https://www.forbes.com/sites/scottsnowden/2020/08/14/greenlands-melting-ice-sheets/?sh=13c661532449 [Dostęp uzyskany 25 lute 2021].
Comments