top of page

Hiszpania - kraj, w którym nawet fontanny mają sjestę

  • Ula Gorska
  • 5 cze 2021
  • 4 minut(y) czytania

Przez sześć miesięcy Hiszpania była moim domem, a hiszpańska rodzina moją rodziną (więcej o byciu au pair znajdziecie TUTAJ), choć już od prawie dwóch miesięcy jestem z powrotem w Polsce, to wciąż zdarza mi się tęsknić za ludźmi i życiem, które zostawiłam za sobą w Logroño. Doświadczenie życia w Hiszpanii na zawsze mnie zmieniło. Jest wiele obszarów codziennego życia, które wszyscy przeżywamy tak samo: dzieci chodzą do szkoły, dorośli do pracy, jemy wspólnie posiłki i próbujemy znaleźć, chociaż chwilkę czasu dla siebie, żeby odpocząć i przygotować się na kolejny dzień pracy. Hiszpanie nie różnią się pod tym względem od Polaków, ale przy bliższej obserwacji daje się zauważyć różnice kosmetycznych rozmiarów, które sprawiają, że życie w tym śródziemnomorskim kraju wydaje się inne. Nie zawsze są to różnice na plus, z resztą nie da się definitywnie stwierdzić czy coś jest lepsze, czy gorsze, każdy może mieć na ten temat odrębną opinię. Ja zebrałam was tutaj, żeby przedstawić wam moją wersję hiszpańskiego życia, które przefiltrowałam przez swoje własne doświadczenia i zwyczaje. Mam nadzieję, że dzięki przeczytaniu tego posta , uda wam się choć przez chwilę wyobrazić sobie Wasze (własne) Wielkie Hiszpańskie Życie.

Jednym z pierwszych przymiotników, które wielu z nas przychodzi na myśl, gdy myślimy o Hiszpanach jest otwarci. Tak, to rzeczywiście prawda, rzuca się to w oczy jeszcze bardziej w zestawieniu z tym co na co dzień spotykamy w kraju nad Wisłą. Normalnym jest w Hiszpanii, że sprzedawca w sklepie lub kelner zagada do was, chociaż widzi was pierwszy raz na oczy. Nikt by tam nie zrozumiał nas Polaków, którzy nierzadko uciekamy na drugą stronę ulicy, gdy tylko kątem oka zauważymy znajomą osobę. Mieszkałam w Logroño na tyle długo, że sama zdążyłam zbudować grono nie tylko najbliższych przyjaciół, ale także dalszych znajomych. Musiałam nauczyć się bardziej otwartych reakcji, żeby przy spotykaniu na ulicy z moją ulubioną instruktorką fitness z siłowni lub koleżanką z zajęć włoskiego, nie uciekać, ale wręcz przeciwnie zatrzymać się i zamienić z nimi chociaż dwa zdania. Ostatecznie nauczyłam się tego, do tego stopnia, że gdy odwiedziłam Madryt na kilka dni i zatrzymałam się w hostelu, prawie momentalnie znalazłam sobie prowizoryczną grupę znajomych, którzy tak jak ja byli w stolicy Hiszpanii sami. Moim mocnym postanowieniem jest nie utracić tej zdolności i spróbować być bardziej hiszpańską w moim codziennym życiu w Polsce.


Pożegnalne zdjęcie z moją grupą z włoskiego

Dzięki tym kilku miesiącom spędzonym przeze mnie w Hiszpanii zaszła we mnie jeszcze jedna zmiana, mam nadzieję, że nieodwracalna. Pokochałam długie spacery, czas spędzony na powietrzu, w otoczeniu przyrody i z ulubioną muzyką płynąca do moich uszu przez słuchawki, stał się moim nowym hobby. Niestety w Polsce nie wszystkie miasta oferują tyle ciekawych miejsc do spacerowania, co hiszpańskie miejscowości. Nawet dosyć nieduże Logroño oferuje mnóstwo takich miejsc: jeziorko La Grajera, kilka gór oddalonych od miasta o mniej niż godzinę spaceru na piechotę, park nad rzeką Ebro ciągnący się przez całe miasto i łączący się z parkiem, który znajduje się nad jednym z dopływów rzeki Ebro, czyli rzeczce Iregua. Taką samą sytuację zastałam w Madrycie, liczba parków, które znajdują się w tym mieście jest zaskakująca, biorąc pod uwagę, że klimat środkowej Hiszpanii, to klimat lekko pustynny. Poza parkami, które znajdują się w samej stolicy, jest też wiele miejsc poza miastem, które są idealne na spacer lub piknik, a do których można się dostać w godzinkę, jadąc koleją podmiejską. W tym roku odwiedziłam letni Pałac Królewski w Aranjuez, podczas mojej pierwszej wizyty w Madrycie, kilka lat temu, spędziłam piękny dzień w El Escorial, w którym znajduje się przepiękny klasztor. Takich miejsce dookoła Madrytu jest dużo więcej. Od mojej Mamy-Gospodarz dowiedziałam się, że to, co łączy wszystkich Hiszpanów, którzy są narodem bardzo zróżnicowanym, jest właśnie miłość do spędzania czasu poza domem: na łonie natury oraz oczywiście w barach sącząc powoli wino (które najczęściej pochodzi właśnie z La Rioja, czyli części Hiszpanii, w której ja mieszkałam).




A teraz kwestia numer trzy, na którą mam wrażenie, wiele z was mogło czekać, osławiony hiszpański luz i co się za nim kryje. Każdy z nas chociaż raz słyszał chyba krążące już legendy o hiszpańskiej sjeście i niespieszności, z jaką Hiszpanie wykonują wszelkie czynności. Owszem na północy Hiszpanii też jest to do pewnego stopnia prawdą, w czasie sjesty wiele małych przedsiębiorstw jest nieczynnych, a sjestę mają nawet fontanny, to jednak północ różni się od południa, ale to jest temat na całą książkę. Hiszpanie z północy są na pewno bogatsi od tych z południa, nie polegają bowiem tylko na turystyce, a klimat tam nie jest aż tak upalny, może przez to właśnie nie kultywują oni sjest w takim stopniu, jak robi się to na południu Hiszpanii. Nie ulega wątpliwości, że nawet mniej powolni Hiszpanie z północy są wciąż bardziej spokojni i wyluzowani niż my Polacy. Choć niecierpliwość odziedziczyłam po babci, to te kilka miesięcy w Logroño także w tej kwestii trochę mnie zmieniły. Potrafię już stać w kolejce w sklepie, nie denerwując się po dwóch minutach oczekiwania, okazało się także, że polska biurokracja wcale nie należy do najwolniejszych. Jednak jednym z moich największych osiągnięć w tej materii jest fakt, że nauczyłam się powoli sączyć wino lub piwo, zagryzając je niespiesznie oliwkami lub czipsami ziemniaczanymi, które w hiszpańskich barach zawsze dostaje się do zamówionego trunku.

Logroño na zawsze stało się częścią mnie i choć od mojego powrotu do Polski minęło już trochę czasu, to w myślach wciąż chodzę po tych hiszpańskich ulicach i parkach, które tak dobrze udało mi się poznać, a za którymi tęsknię przynajmniej raz w tygodniu. Najbardziej jednak tęsknię za ludźmi.




Comentarios


bottom of page